„Swaggie”
Nagle w pokoju 18-letniej Rose
Morgan zabrzmiał donośny dźwięk budzika. Dziewczyna niechętnie otworzyła oczy,
lecz po chwili nakryła głowę poduszką. Nie miała zamiaru iść dzisiaj do szkoły.
Wiedziała, że ludzie będą o niej mówić, a to wszystko przez wczorajszy incydent
na koncercie- nastolatka spoliczkowała samego Justina Biebera! Wszystko było
spowodowane nagłą falą złości i oburzenia. Każdego czasami ponoszą emocje.
Wielka szkoda, że skutki muszą być aż tak fatalne…
- Rose, wstawaj, bo spóźnisz się
do szkoły!- zabrzmiał głos mamy z kuchni.
- Nie mam
zamiaru tam wracać!- krzyknęła zrozpaczona dziewczyna.
W jej sercu
działo się zbyt wiele, aby opisać to jednym słowem. Zwykle nie przejmowała się
opinią innych, twardo stąpała po ziemi i broniła swego, lecz to był pierwszy raz,
gdy odczuwała lęk przed światem i swoimi znajomymi ze szkoły. Nie umiała sobie
z tym poradzić i szczerze żałowała, że w ogóle pojawiła się na pamiętnym
koncercie.
Nagle do pokoju wkroczyła wysoka,
ciemnowłosa kobieta o zielonych oczach. Spojrzała na córkę zmartwionym
wzrokiem, po czym usiadła na łóżku dziewczyny i pogłaskała ją po ramieniu.
Znała sytuację i powód smutku Rose. Nastolatka opowiedziała jej o tym wczoraj,
co chwile roniąc łzy złości.
- Kochanie…-
zaczęła Stephanie- bardzo trudno jest mi zrozumieć co czujesz. Nigdy nie byłam
w podobnej sytuacji. Widzę, że jest ci ciężko i boisz się tego, co może się
stać. Pomimo wszystko, musisz być dzielna… Ludzie w twoim wieku są złośliwi,
ale…
- Dziękuję
mamo, nie trzeba poprawiać mi humoru- przerwała jej Rose.- Jesteś kochana, to
miłe z twojej strony, ale jakoś sobie poradzę… Jakoś…
Dziewczyna
poszła do łazienki, spoglądając w stronę lustra. Była wprost świetną aktorką.
Wiedziała, że w takiej sytuacji nawet mama nie potrafi jej zrozumieć. Pomimo
tego idealnie udało jej się pokazać, że rzekomo wszystko jest dobrze…
Rose wbiegła do szkoły z pochyloną
głową i swoim czarnym plecakiem na plecach. Przemierzając szybkim krokiem
szkolne korytarze starała się nie patrzeć na kogokolwiek. Czuła, że wzrok jej
znajomych wbity jest prosto w nią…
- Ej,
laluniu!- usłyszała donośny głos.- Jak było na koncercie Biebera? Mogłaś mu
mocniej przyłożyć!
Kilku
gangstersko ubranych chłopaków stało przy schodach i łobuzersko wpatrywali się
w pędzącą przez korytarz Rose. Dziewczyna podniosła wzrok, a grupa w tym samym
momencie zaśmiała się szyderczo.
- Zamknijcie
się- syknęła w ich stronę, zaciskając pięści.- Mnie przynajmniej było stać na
bilet na ten koncert…
- Żałosne.
Czy przypadkiem przepustki nie załatwiła ci twoja nadziana kasą
przyjaciółeczka?
- Nie masz
prawa jej tak nazywać, idioto!
Teraz
większość zaciekawionych uczniów przystanęło i wpatrywało się we wściekłą Rose
i jej przeciwników.
Blondwłosą dziewczynę
przepełniała czysta nienawiść i złość. Bezmózgowi chłopcy będą się z niej
nabijać? Doigrali się…
- Nie macie
prawa wyśmiewać się z mojej przyjaciółki ani z tego, co zrobiłam na wczorajszym
koncercie!- jej głos odbił się echem od białych ścian korytarza.- Dla was
Justin Bieber jest gnojkiem, ale prawda jest taka, że osiągnął o wiele więcej
niż wy sami zdołacie wygrać w całym swoim żałosnym życiu. Co prawda nie jestem
jego fanką, ale szanuję to, co robi. Wiem, że ma talent i zdolności, a wy tak
naprawdę nie macie nic.
Jeden z
chłopaków, najbardziej umięśniony, odszedł na chwilę od grupy i podszedł do
niewzruszonej Rose. Spojrzał się w jej duże, przepełnione gniewem błękitne oczy
i uśmiechnął się łobuzersko.
- Niezła
jesteś.
- Wsadź
sobie ten komplement gdzieś.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i
dumnym krokiem ruszyła w stronę biblioteki.
***
- Patrz- powiedziała Carly,
podając swojej przyjaciółce najnowsze wydanie słynnego magazynu plotkarskiego.-
Kupiłam to dziś rano. Szybko się rozeszło… Wzięłam ostatni egzemplarz.
Widocznie ten numer sprzedaje się niczym świeże bułeczki.
Nigdy
podczas powrotu ze szkoły Carly nie zwykła chwalić się swoimi nowymi dobytkami.
Rose wyjęła słuchawki z uszu i wzięła od przyjaciółki nowy numer brukowca. Na
okładce widniał napisany wielkimi, czerwonymi literami tekst: „ SZOK!!! Justin
Bieber uderzony przez fankę na scenie! Upokorzenie międzynarodowej gwiazdy!!!”.
Blondynka otworzyła gazetę i zaczęła czytać na głos treść głównego artykułu.
„Podczas swojego
wczorajszego koncertu w Phoenix, słynny piosenkarz- Justin Bieber został
uderzony przez fankę, którą zaprosił do siebie na scenę! Gwiazdor śpiewał dla
niej piosenkę, założył jej wianek na głowę i przytulał ją, na co dziewczyna nie
miała nic przeciwko. Wyglądała jak każda szczęściara, która została zaproszona
na scenę na występie tegoż wokalisty, czyli krótko mówiąc- wpadła w trans. Była
zwykłą, zachwyconą i pogrążoną w marzeniach nastolatką. Gdy Bieber zakończył
swój utwór, pochylił się nad fanką. Prawdopodobnie pragnął dać jej buziaka i
wtedy nagle został uderzony przez dziewczynę w policzek! Biedny Justin… Po
prostu dostał kosza od swojej fanki! (…)”
- Co za
brednie!- oburzyła się Rose.- On wcale nie próbował mnie pocałować, tylko
chciał mi coś powiedzieć!
- Czytaj
dalej- poleciła Carly, piłując paznokcie.
„(…)
Dziewczyna wykrzyczała piosenkarzowi, że jest oburzona jego zachowaniem,
dodając, że nie ma prawa jej dotykać! Zrzuciła wianek, który założył jej
gwiazdor i wyglądała jakby chciała ponowić atak. O dziwo, gdy do wściekłej
nastolatki podbiegli oburzeni ochroniarze, Justin uspokoił ich i zażyczył
sobie, aby bezpiecznie wyprowadzili dziewczynę z sali koncertowej. Widać, że
chłopak ma naprawdę dobre serce. Wielka szkoda, że jego uroku nie dostrzegła
jedynie bezlitosna fanka…”
- Głupie magazyny!- zdenerwowała się Rose, w złości oddając
przyjaciółce gazetę.- Jak oni mogli…
- To jeszcze nic- przerwała jej Carly.- Gdzieś czytałam, że
rzekomo krzyczałaś na niego również po tym jak zszedł ze sceny, a jeszcze w
innym magazynie dowiedziałam się, że później byliście na randce.
Bohaterka wczorajszego koncertu usiadła z wrażenia na
najbliższej ławce. Jeszcze jeden dopływ podobnych informacji, a czuła, że nie
dojdzie do własnego domu! Dopiero teraz pojęła jak czasami czują się niektóre
gwiazdy, gdy czasopisma rozsyłają same plotki.
- To okropne- uznała Rose, przymykając oczy i dotykając
dłonią swojego czoła.- Jak można w ogóle pisać takie bzdury?
- Widocznie można- powiedziała Carly i usiadła tuż obok
swojej przyjaciółki.- Nie martw się. Prędzej czy później cała sprawa ucichnie…
Rose
wróciła z łazienki, po czym przebrała się w piżamę i upadła na łóżko,
wzdychając ciężko. To był ciężki i pełen stresu dzień. Dziewczyna czuła, że
dosłownie za parę sekund zaśnie. Gdyby nie nagły SMS, padłaby od razu.
Podirytowana spojrzała na zegarek. Było kilka minut po północy. Kto normalny
pisze o tej porze?!
Zdziwiona
dostrzegła, że wiadomość pochodzi od nieznanego jej numeru. Treść SMS’a
brzmiała następująco:
„Dobranoc! Jak tam wrażenia
po koncercie? :)”
Rose bez dłuższego namysłu zaczęła odpisywać na tajemniczą,
elektroniczną korespondecję.
„Kim jesteś i skąd znasz
mój numer?”.
Nie musiała długo
czekać na odpowiedź. Dotarła już po minucie.
„ Poznałaś mnie już… ;)
Podpowiem, że znasz mnie ze szkoły. A tak w ogóle, to mów mi Swaggie ;) Gdybyś
miała jakikolwiek problem, możesz do mnie napisać. Zawsze służę pomocą, Rose!”
- Czy ja upadłam na głowę?!- zdenerwowała się nastolatka,
zakrywając twarz poduszką.- Piszę z jakimś gościem, którego kompletnie nie
znam, dodatkowo podającego się za mojego znajomego ze szkoły! Pedofil jak nic!
Dziewczyna ponownie popatrzyła na ekran komórki.
- Gdyby mnie nie znał nie wiedziałby jak mam na imię…-
przemknęło jej przez myśl.- W sumie to może naprawdę któryś z chłopców… Jutro
spróbuję do niego zadzwonić!
„Dzięki, Swaggie… Na pewno
skorzystam z Twojej pomocy. A Ty co, nie idziesz spać?”
Rose podniosła się z łóżka, aby przejrzeć się w lusterku.
Nie minęło pół minuty, a nadeszła odpowiedź.
„Nieee, to nie czas na
spanie, przynajmniej w moim mniemaniu! ;) Jeżeli jesteś zmęczona, to nie będę
Ci przeszkadzał. Słodkich snów! :)”
Nastolatka pospiesznie odpisała na SMS’a.
„Nie, nie jestem
zmęczona, no coś Ty! Porozmawiajmy jeszcze o czymś, straszliwie mi się nudzi!
;)”
Rose uśmiechnęła się do swojego telefonu, czekając na
kolejną wiadomość od Swaggie’go.